Piątkowa prasa to solidna dawka wprowadzająca do nowego sezonu Ekstraklasy. PRZEGLĄD SPORTOWYW 2014 roku Widzew został skazany za długi i nieprawidłowości w działaniu spółki. Wyrok był surowy: degradacja. Dziś RTS po długiej przerwie wraca na była to droga długa i kręta, zakończona zresztą piękną klamrą kompozycyjną. Bo gdy Widzew z hukiem zlatywał z Ekstraklasy w 2014 roku, przegrał 22 maja z Podbeskidziem Bielsko-Biała 0:3. 22 maja 2022 roku Widzew wygrał z Podbeskidziem Bielsko-Biała 2:1 i wrócił do najwyższej klasy rozgrywkowej. Z jednej z lóż awans RTS oglądał Przemysław Klementowski, drugi prezes klubu po 2015 roku, kiedy zaczęła się odbudowa Widzewa po porzuceniu go przez Sylwestra Cacka. To Klementowski wprowadzał RTS w nową erę. Za jego prezesury otwierano nowy stadion. – Kiedy robiłem przelew do urzędu skarbowego z zysku ze sprzedaży karnetów, ręka mi drżała. Trzy razy sprawdziłem, czy wpisałem dobry numer konta, ale trzeba było zapłacić, więc kliknąłem – meczu z Podbeskidziem zadowolony patrzył na radość piłkarzy i kibiców przez szybę SkyBoxa. – Spełniło się moje marzenie – powiedział krótko w trakcie kurtuazyjnej rozmowy. Ale tak naprawdę to tylko pierwsza część jego marzenia się ziściła. W drugiej była mowa o oglądaniu Widzewa w europejskich pucharach, a do tego jeszcze kawałek. Ale już znacznie mniejszy niż jeszcze te pięć lat temu, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, a prezes odebrał nas z dworca Łódź Fabrycza i wpakował do czarnego auta z przyciemnianymi szybami, by za chwilę wywieźć poza miasto w kierunku Gutowa, gdzie trenował wtedy zespół prowadzony przez Przemysława Cecherza. Kiedy Klementowski zobaczył nasze zdziwione miny, rzucił tylko żartem: – Panowie, spokojnie, nie każdy łysy to prowadząc, zaczął opowieść o tym, jak to jest stać na czele odradzającego się klubu. – Wszyscy chcą tylko pisać maile. Nikt nie chce rozmawiać, wyobrażacie to sobie? Nie lubię maili. Denerwują mnie, zabijają kontakt. A tu w kółko tylko słyszę: mail, mail, mail – narzekał z uśmiechem płynnie przechodząc do anegdot o piłkarzach, którzy może nie wysyłali maili, ale sprawiali kłopoty innego rodzaju. Na przykład jeden z zawodników urządził w wynajmowanym przez klub mieszkaniu ostrą libację, na którą zaprosił znajomych z drużyny. Panowie bawili się tak dobrze, że wyważyli drzwi. Za zniszczenia trzeba było oczywiście zapłacić i jeszcze świecić oczami przed właścicielami. W momencie zakończenia imprezy skończył się też proceder wynajmowania mieszkań dla zagrożeniem nie jest dziś kadra drużyny z Łazienkowskiej, może być nim brak cierpliwości legijnej społeczności – ocenia były trener warszawskiego zespołu Aleksandar Vuković, który patrzy z boku na ruchy swojego byłego klubu i wbrew ogólnej narracji twierdzi, że jest on mocnym kandydatem do zdobycia mistrzostwa KOPROWIAK: Naprawdę pan uważa, że Legia jest mocnym kandydatem do zdobycia mistrzostwa Polski?ALEKSANDAR VUKOVIĆ: W tym momencie może i nie jest to popularne stwierdzenie, ale trzymam się swoich przekonań. Kiedy w przeszłości słyszałem, że Legia na sto procent sięgnie po tytuł, nieraz mówiłem, że jest to przesada, że nie można podchodzić do tego w ten sposób, że jest na to skazana. Teraz, po jednym słabym sezonie, nie chcę popadać w drugą skrajność. Wciąż mówimy o klubie, który w ciągu ostatnich dziesięciu lat siedem razy zdobywał mistrzostwo Polski. Przez ostatni rok wydarzyło się wiele złego, ale pamiętajmy, że było też kilka rzeczy nieosiągalnych ostatnio dla innych drużyn w naszej lidze, czyli kilka meczów na wysokim poziomie w fazie grupowej Ligi Europy. Dlatego odważną tezą jest dziś dla mnie twierdzenie, że Legia nie ma szans na odzyskanie tytułu. I nie mówię, że zespół z Łazienkowskiej na pewno tego dokona, ale że z obecnym potencjałem ludzkim, z 15–18 mocnymi zawodnikami jak na polską ligę, z bardzo dobrym trenerem na ławce, może się liczyć w tej walce. Rywalizuje z przeciwnikami w jego zasięgu, tak samo jak we wcześniejszych potencjał to bardzo ogólne stwierdzenie. Co konkretnie jest siłą Legii?Dla mnie wcale to nie jest ogólne stwierdzenie, a bardzo ważna kwestia. Patrzę na tę kadrę i sądzę, że jeden napastnik, którego Legia najprawdopodobniej jeszcze sprowadzi, to jest to, co ją dzieli, by za chwilę być faworytem do wygrania ligi. Ważny jest brak ubytku jakiegokolwiek ważnego zawodnika z ostatniego okresu. Ma ludzi, którzy już zdobywali tytuł, jest nowe otwarcie, nie ma dramaturgii ostatniego sezonu. Największym zagrożeniem nie jest dziś kadra, może być nim brak cierpliwości legijnej społeczności. Jeżeli ta drużyna dostanie czas, wsparcie, stać ją na wiele. Gdyby grała w Bundeslidze, nie miałaby szans na mistrzostwo kraju. Jednak w polskiej Ekstraklasie jak najbardziej jest to realne. Jako trener zawsze wpajałem piłkarzom myślenie, abyśmy się nie wywyższali, ale z drugiej strony nikogo z góry też nie uważali za lepszego od ma dużych strat poza atakiem, gdzie przede wszystkim będzie brakowało Tomaša sprowadzono Blaža Kramera, który grał w dobrej drużynie w lidze szwajcarskiej, wydaje się, że nie jest byle jakim zawodnikiem. Myślę, że na Łazienkowską trafi jeszcze jeden napastnik. To, co przeżywałem od grudnia w Legii, nazwałbym wyścigiem górskim. Jechaliśmy wciąż pod wysoką górę, a mimo to wyniki, jakie osiągaliśmy wiosną, dałyby nam miejsce w czubie tabeli, gdyby ta pokazywała tylko rundę rewanżową. Teraz nastąpi nowe otwarcie, Legia rozpocznie ten wyścig z tego samego miejsca, co pozostali, już nie musi się wspinać, na razie to płaska droga. Wierzę, że to pomoże tej drużynie, która została odświeżona. Doszło do niej kilku nowych zawodników. Jedynym znakiem zapytania w Legii jest w tym momencie dla mnie obsada bramki. Wierzę, że będzie dobrze, ale nie mam takiej pewności. Miszta, Tobiasz i Hładun dopiero muszą udowodnić, że są gotowi, aby stać się ważnym punktem tego zespołu. Przed nimi sezon prawdy. Na wszystkich innych pozycjach są piłkarze, wobec których nie mam takich wątpliwości, jest przynajmniej jeden na każdej pozycji, który daje dużą trenerzy Artura Rudki przekonują, że to dobry bramkarz i słaby mecz przeciw Quarabagowi go nie załamie.– Jestem pewien, że się po tym podniesie – mówi nam Serhij Rebrow, były słynny napastnik reprezentacji Ukrainy, który prowadził Artura Rudkę w Dynamie Kijów. – Na koniec sezonu powiecie, że to był dobry bramkarz – dodaje Stephen Constantine, były trener Pafos, gdzie grał, zanim trafił do Lecha.– Łatwo winić bramkarza, gdy przegrywasz 2:5 w dwumeczu, ale grało dziesięciu innych piłkarzy, co oni robili? Artur przyzna się do błędu. Niektórzy piłkarze obwiniają innych, on nie, weźmie na siebie odpowiedzialność. Potrzebuje czasu na aklimatyzację – mówi Constantine.– Ważne, co trener zrobi. Jeśli powie, że przegraliśmy przez bramkarza, to mu nie pomoże. Mam jednak nadzieję, że tak nie będzie robił. Ja tego publicznie nie mówię, gdy zawodnik rozumie wsparcie, wtedy jest lepiej – Zabrzu nie chcieli powtórki z zimy, kiedy Górnik był mało zdecydowany na transferowym targu. Zaczęli dobrze, ale później pojawił się zastój. Na razie klub zakontraktował czterech nowych zawodników – trzech z nich w poprzednim sezonie było BrollGórnik latem pożegnał się z Grzegorzem Sandomierskim i szukał nowego bramkarza. Przymierzano się do związanego z tym klubem w przeszłości Tomasza Loski, obecnie piłkarza Bruk-Betu Termaliki, ale zwolennikiem tego transferu nie był Urban. Gdy rozstano się z tym szkoleniowcem, w klubie zajęci byli poszukiwaniem nowego trenera. Temat nowego bramkarza zszedł na dalszy plan. Ostatecznie już po zatrudnieniu Bartoscha Gaula zdecydowano się na innego zawodnika – sprowadzono Kevina Brolla, który poprzedni sezon rozegrał jako bramkarz Dynama Drezno w 2. urodził się w Mannheim, a jego rodzina pochodzi z Tarnowskich Gór. Broll dobrze mówi po polsku, co miało znaczenie, gdy rozważano jego kandydaturę. Po zgrupowaniu górników w Opalenicy można powiedzieć, że zadomowił się w ekipie z Zabrza, a po sparingach wiadomo, że często go będzie słychać na boisku. W spotkaniu z Worskłą Połtawą przy rzucie wolnym dla rywali zauważył, że Aleksander Paluszek źle się ustawił. Wyszedł z bramki, ustawił go tam, gdzie według niego powinien stać i chwilę później trafił w niego rywal. Wśród atutów tego bramkarza można wymienić grę Stolarczyk nie zamierza grać nudnej piłki w WOŁOSIK: Zdiagnozował pan chorobę, która toczy Jagiellonię od kilku sezonów?MACIEJ STOLARCZYK: Od pewnego czasu piłkarzom nie udaje się wspiąć na wyżyny indywidualnych umiejętności i wspólnego osiągnięcia wyższego celu. Gdy kryzys trwa zbyt długo, w zawodnikach może odezwać się zwątpienie. Ale po pracy, którą wykonali podczas zgrupowania w Opalenicy, z czystym sumieniem mogę przyznać – to są naprawdę dobrzy gracze. Mam na myśli ich podejście do obowiązków. A po takich piłkarzach, jak Jesus i Marc (Imaz oraz Gual – przyp. red.) widać, że mają umiejętności „ponadligowe”.Według mnie pańskim najważniejszym zadaniem jest zwalczenie zniechęcenia w drużynie, która ostatnie kiepskie sezony kończyła na odległym miejscu, miniony na dwunastym, najgorszym od lat, oraz pokonanie znużenia wśród kibiców. Są wyraźnie zmęczeni stagnacją co zastałem. Tego rozczarowania nikt w Białymstoku nie ukrywa – współwłaściciele klubu, pracownicy, kibice z którymi się spotkałem, a także zwykli mieszkańcy. Jagiellonia w nieodległych czasach miała miejsce w czołówce tabeli. Tu wszyscy pamiętają tamte chwile i czekają na ich powrót. Wiem, że to pachnie banałem, ale chcę, byśmy po meczu mogli powiedzieć, że drużyna dała z siebie maksa, że nacieszyliśmy oko ludzi, którzy przyszli nas obejrzeć. Przeciwnik może niekiedy okazać się lepszy, ale niech nie będzie to efektem naszej beznadziejności czy braku zaangażowania. Pracujemy nad tym, by drużyna dołożyła do realizacji celów krótkoterminowych wygrywanie meczu za meczem. A wyznacznikiem naszego postępu niech będzie coraz lepsza frekwencja na trybunach. Jeśli tak się stanie, to znaczy, że zmierzamy we właściwym kierunku. Postaramy się, by ludzie, którzy przyjdą na stadion, chcieli na niego wrócić. Nudnymi spektaklami tego nie osiągniemy. Życzę sobie, byśmy na 90 minut potrafili oderwać ich od codzienności, przenieśli na ten czas w efektowną rzeczywistość. To inny kraj, inna kultura, ale jakiś czas temu urzekła mnie atmosfera w Monachium przy okazji meczu Bayernu. Podkreślam, że przy okazji. Sam mecz – wiadomo, jego klimatu nikomu nie trzeba opisywać, ale te zapchane knajpki wokół stadionu, ta tradycja, kiedy przy piwku i kiełbasce ludzie się nakręcają. A to wcale nie kończy się z gwizdkiem, bo po nim w okołostadionowych miejscach odbywa się omówienie wydarzenia, które zabrało ich w inny wymiar. Tak jak dobry film, sztuka w teatrze. Byłoby fantastycznie, gdyby u nas podobnie stało się z pan jakieś wspomnienia związane z Białymstokiem?Kilka. Pamiętam stadion z jedną trybuną, bo resztę budowano, i kładkę, którą maszerowało się do prowizorycznej szatni w baraku. Następne wspomnienie jest bolesne. Z moją Pogonią Szczecin, w której pełniłem rolę asystenta trenera Dariusza Wdowczyka, przyjechaliśmy na ekstraklasowy mecz. W Białymstoku trafiliśmy na święto – uroczyste otwarcie nowiutkiego stadionu. Komplet, przeszło 20 tysięcy kibiców. Napędzona Jagiellonia rozniosła nas 5:0. To wspomnienie teraz do mnie wróciło, a świadczy o tym, że w tym mieście jest ogromny potencjał. Mam nadzieję, że tylko chwilowo był uśpiony, a nam uda się go z… Izą Koprowiak. Tym razem przepytana została autorka wywiadów z piłkarzami i ci się słyszeć coś, co sama uznajesz za zbyt mocne i nawet tego nie spisujesz, żeby nie zaszkodzić rozmówcy?Jeśli ktoś mówi „powiem tylko tobie”, to po prostu nie spisuję. Ale czasem w trakcie rozmowy okazuje się, że to nie jest tylko dla mnie. Wtedy autoryzacja jest dla mnie pomocą, bo czasem gubię się w tym, co mogę a czego nie rozmowę będziesz autoryzować i dużo wytniesz?(10 sekund milczenia). Widzisz, dziwnie być po drugiej stronie. Kiedyś już się w tej roli znalazłam i miałam poczucie, że sens został uchwycony, ale moje wypowiedzi nie są napisane moim tonem, że są zabarwione emocjami autora. Ja to rozumiem, bo gazeta nie jest z gumy. Kiedy odpowiadam ci na pytanie w 3000 znaków i musisz zrobić z tego 500, może to brzmieć, jakbym odpowiadała bardzo wprost, a to nie w moim stylu, bo dla mnie świat nie jest czarno-biały. Wiem jednak, że to jest bardzo trudne, by spisując czyjeś odpowiedzi, oddać w tym tego człowieka, a nie siebie. Znalezienie się po drugiej stronie mocno mi to uświadomiło, cenna to, co tobie wydaje się ważne w tym, co powiedział, tylko to, co on za takie I czasem niestety to musi być dłuższe, nie jest chwytliwą „klikaczką”, ale jeśli to skrócisz, to już nie będzie ten człowiek. Wiem, że czasem, kiedy zaczynam mówić na jakiś temat, trudno wyklarować z tego sprecyzowaną jest kontrowersyjna, ale dla mnie jest zabezpieczeniem, że dobrze oddałam to, co ktoś chciał przekazać, a z drugiej strony ktoś bierze odpowiedzialność za to, co powiedział. I już nie będzie mógł do mnie zadzwonić i wyprzeć się swoich słów, jak kiedyś Radek Mynař, który powiedział mi, że obronę mają mocną, ale z ofensywą jest problem, a przed drużyną zaparł się, że to zmyśliłam. Zadzwonił, mówiąc: „Odp… się od Polonii, nikt więcej z tobą nie porozmawia”.Byłam nowym, zagubionym dzieciakiem w środowisku, w dodatku jako kobieta nieprzyzwyczajona do tego, żeby mężczyzna tak do mnie mówił. Mam przeprosić? Ale za co przepraszać? To był egzamin, którego nie potrafiłam zdać. Wiedziałam tylko, że nie mogę pokazać słabości. Tamta sytuacja nauczyła mnie zakładania maski w tej pracy, a dziś myślę inaczej. Bo dlaczego nie mogę być słaba? Powiedziałabym dziś: słuchaj, to co robisz, jest dla mnie bardzo przykre i mnie to boli. Co by się stało, gdybym zareagowała prawdą? Potem kilka miesięcy chodziłam na Polonię i nikt ze mną nie rozmawiał. Było mi tak cholernie ciężko i przykro, ale nie mogłam tego pokazać, tak czułam, przecież byłam w udawałam pewną siebie, że po mnie to spływa, wracałam do domu i płakałam, dzień w dzień wyłam. Nie sądzę, żeby to było dobre. Piłkarze zakładają maski, a ja mam wrażenie, że wszyscy je zakładamy. Po spotkaniu autorskim rozmawiałam z bliską osobą i mówiłam o tym, jak bardzo się stresowałam. Usłyszałam, że kompletnie nie było tego po mnie widać, że byłam tak pewna siebie. A ja czułam się małą, roztrzęsioną dziewczynką, która najchętniej by stamtąd uważam, że było to bardzo widać. Że byłaś wycofana, jak nie ty, że w fotelu siedziałaś tak głęboko, z głową bardzo z tyłu, żeby być trochę dalej od tych wszystkich że my się bardzo długo znamy, a jeśli ktoś nie zna mnie jeszcze od tej strony, to widzi, że biorę mikrofon, wiem co powiedzieć, wychodzę, witam się. A to w ogóle nie jest prawda! Nie w tym sensie, że udaję i nie chcę się z ludźmi witać, ale cholernie się tego boję. Tylko że dzięki tej świadomości, co sama czuję w środku głęboko, mam poczucie, że kiedy naprzeciwko mnie siedzi pewna siebie osoba, to głęboko jest co innego schowane. Odczuwam, co tam w człowieku jest i mam ochotę się do tego dokopać. Do tych miękkich lata Roberto Alves był zawodnikiem słynnego szwajcarskiego klubu, ale, jak przekonują tamtejsi dziennikarze, odszedł z niego, bo gdy został dość wcześnie zdjęty z boiska z powodu złej gry, wściekły rzucił koszulką, co nie spodobało się trenerowi. W ubiegłym sezonie był w najlepszej formie w życiu. Wiele osób jest zaskoczonych, że taki zawodnik trafił do Radomiaka. Szwajcar na pewno ma umiejętności, by zostać gwiazdą Ekstraklasy.(…) Do klubu z Zürichu trafił jako nastolatek. Zaproszono go na testy, które miały składać się z trzech etapów ale już w pierwszych dniach zachwycił trenerów. „Podoba nam się, jak grasz. Bierzemy cię, nie potrzebujemy kolejnych sprawdzianów” – usłyszał. Od początku ustawiano go jako ofensywnego środkowego pomocnika albo na skrzydle. To dwie pozycje, na których, w zależności od potrzeby i taktyki na mecz, ma teraz grać w Radomiaku. – Miałem dwóch idoli. Pierwszym był Cristiano Ronaldo, u którego ceniłem przede wszystkim niezwykłą mentalność. Drugi to Ricardo Quaresma. Niesamowicie imponowało mi to, z jakim luzem gra w piłkę i co potrafi wykonać na boisku: te zagrania zewnętrzną częścią stopy, czy popularna „rabona”, czyli dośrodkowania albo strzały krzyżakiem. Dla Quaresmy futbol to była rozrywka. Ja też uważam, że my, piłkarze, powinniśmy bawić kibiców, ale czasami trenerzy denerwowali się, gdy pozwalałem sobie na zbyt wiele – tłumaczy Grasshopper występował do sezonu 2019/2020, choć był też w tym czasie wypożyczany do FC Wil i Winterthuru. Piłkarzem pierwszego składu stał się, gdy klub z Zürichu występował na drugim szczeblu rozgrywek. Zdaniem szwajcarskich dziennikarzy, na jego przyszłe losy mocno wpłynęło zdarzenie z 23 sierpnia 2019 roku. Grassopper grał u siebie z Winterthurem, mecz zakończył się remisem 2:2. Trener gospodarzy, Uli Forte, już w 37. minucie zdjął Alvesa z boiska. Nie chodziło o kontuzję, tylko o grę, z której szkoleniowiec nie był zadowolony. Roberto miał wtedy z wściekłości rzucić koszulką, co sprawiło, że niedługo później przeniósł się właśnie do Winterthuru, ale tym razem na zasadzie transferu definitywnego. – Zgadza się, podobne zdarzenie miało miejsce, ale według mnie nie było przyczyną mojego odejścia, tym bardziej, że po meczu wyjaśniliśmy sobie wtedy wszystko z trenerem. Odszedłem, bo byłem młody i potrzebowałem więcej regularnej gry – mówi dziś o tej sytuacji pomocnik soboty ma się wyjaśnić przyszłość Roberta Lewandowskiego. Czasu jest coraz mniej, a znaków zapytania bardzo Bayernie chcą mieć jasną sytuację i nie za bardzo wyobrażają sobie zaprezentowanie drużyny z Lewym w składzie po to, żeby dzień czy dwa później miał ją jednak opuścić. Niemcy są zorganizowani i jeśli prezentują zespół na kolejne rozgrywki, to taki, jaki do nich przystąpi. Oczywiście możliwe są jeszcze jakieś roszady w składzie, ale będą dotyczyły zawodników drugiego szeregu, a nie gwiazd. Te mają się pokazać w sobotę, w nowych strojach, które kibice będą mogli też od razu w tym gronie będzie Lewandowski? Na to pytanie nie ma na razie odpowiedzi. Nasz napastnik co mógł zrobić w sprawie odejścia, to zrobił, a teraz może tylko czekać. Przede wszystkim na sensowną ofertę Barcelony. Ta Barcelona, która tak bardzo ponoć pragnie naszego napastnika, robi wiele, żeby kibice odnieśli jednak inne wrażenie. Bo zamiast wyłożyć konkretne pieniądze, w Katalonii na razie tylko mówią, jak bardzo im zależy na Polaku, ale nie idą za tym jak zrozumieć pierwszą propozycję złożoną Bayernowi i wynoszącą raptem 30 mln euro? To nie są poważne pieniądze za Lewego. W stolicy Bawarii słusznie uznali, że taka oferta to kiepski żart i nawet nie odpisali na maila. I nie ma się co dziwić, bo za 30 mln euro kupuje się piłkarzy kilka razy gorszych. A tu chodzi o jednego z najlepszych zawodników świata!Tak do końca trudno zrozumieć, co kombinują Katalończycy. Jeśli rzeczywiście chcieliby Polaka tak bardzo, jak deklarują, to już dawno złożyliby satysfakcjonującą ofertę, a nie podbijali propozycję o kilka mln euro i dokładali bonusy, które są jak los na loterii. I w Bayernie cierpliwie czekają na sensowną propozycję. Bo nie ulega wątpliwości, że wszystkich męczy już obecna sytuacja. W tym serialu aktorzy czerpią coraz mniej przyjemności z występowania, ale nie mają innego wyjścia. Do czasu, aż nastąpi ostateczna to odpowiednie słowo, żeby opisać sposób, w jaki kluby Serie A dokonały wyboru trenerów na nowy ma żadnych wątpliwości – piętnaście z dwudziestu drużyn zaliczających się do włoskiej ekstraklasy zatwierdziło ponownie tego samego szkoleniowca. Tak zachowało się aż dziewięć z dziesięciu najlepszych zespołów poprzednich rozgrywek: wśród nich tylko Hellas Verona zatrudnił nową osobę na to temu sytuacja była zupełnie inna, ponieważ tylko Milan oraz Atalanta nie zmieniły „szefa”. Można więc powiedzieć, że ekipy z czołówki calcio rozpoczęły przygotowania do nowych rozgrywek, kontynuując pracę (w większości przypadków) zaczętą przed rokiem. I ta specyficzna sytuacja często owocuje dobrymi mistrz Włoch, polega ponownie na Stefano Piolim, pracującym w klubie od listopada 2019 roku. W zdobyciu scudetto odegrał kluczową rolę. Nie było sensu go zmieniać. Inter będzie nadal prowadzony przez Simona Inzaghiego, wybranego na to stanowisko latem 2021 roku. Dzięki trenerowi Nerazzurri osiągnęli sukces w Pucharze Włoch i walczyli z Milanem o scudetto do końca jest poważna, a prace zaawansowane. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, czwarta trybuna na stadionie w Zabrzu zostanie otwarta na początku 2025 najpierw trzeba będzie zburzyć historyczną trybunę zachodnią, pozostałość po starym stadionie. Zgoda na to pojawiła się na początku tego roku. Zanim jednak na teren wjadą buldożery i koparki, trzeba będzie przenieść stanowiska telewizyjne, które tymczasowo będą znajdować się na nowej trybunie wschodniej. – Od tego musimy zacząć, bo stanowiska kamer i kabina komentatorska znajdują się na starej trybunie. W kolejnym kroku tę trybunę zachodnią będziemy burzyć – podkreśla już także konkretny zamysł, jak ma wyglądać brakujący element Areny Zabrze. Na poziomie 0 znajdą się szatnie, zaplecze meczowe i muzeum sportu zabrzańskiego. Na poziomie 1 będzie klub biznesowy i bistro czynne nie tylko w czasie spotkań. Na poziomie 2 będą loże i biura, a na poziomie 3 znajdą się pomieszczenia i stanowiska dla dziennikarzy. Jaka będzie pojemność trybuny? – Wyniesie ok. 8 tysięcy, a dokładnie zostanie to określone po sporządzeniu przez wykonawcę projektu warsztatowego, gdzie znajdzie się rozmieszczenie krzesełek – zdradza prezes stadionowej spółki, co oznacza, że ogólna pojemność obiektu przekroczy 32 liga niezadowolonych ludzi. Komentarz Macieja Grygierczyka przed startem I 50 dni nie minęło od zakończenia poprzedniego sezonu, ukoronowanego pasjonującym finałem baraży między Koroną i Chrobrym, a już zaczynamy następny. Mniej więcej rok temu w tym samym miejscu porównywaliśmy Fortuna 1. Ligę do 2. Bundesligi – też pełną uznanych firm, klubów z bogatą historią. A teraz? Teraz to dopiero! Sam fakt, że na zapleczu ekstraklasy zagrają dwa z czterech najbardziej utytułowanych polskich klubów – Ruch wrócił tu od dołu, a Wisła od góry – mówi sam za siebie. Postronny obserwator powie, że przed nami arcyciekawy sezon. Uczestnik doda, że bardzo trudny. My przepowiemy, że będzie to bardzo fajna liga… niezadowolonych ludzi. Spójrzmy na kluby: wiele z nich z tradycjami, ambicjami, pieniędzmi, infrastrukturą. Nowoczesne stadiony stoją w Łodzi, Bielsku-Białej, Krakowie, Gdyni czy Tychach, budują się w Nowym Sączu, Sosnowcu i Katowicach. Nie dla każdej I-ligowej firmy wystarczy miejsca w czołówce, w magicznej szóstce. Nie uszczęśliwi się wszystkich, nie uszczęśliwi się nawet większości. Dlatego – znów odwołamy się do porównania z Bundesligą – chyba powoli taka będzie rola PZPN, Ekstraklasy SA czy Pierwszej Ligi Piłkarskiej, by z dwóch najwyższych szczebli w Polsce uczynić docelowo wspólny produkt; tak, jak ma to miejsce za naszą zachodnią granicą, gdzie choćby prawa telewizyjne sprzedaje się wspólnie. Różnica w medialności uczestników elity a jej zaplecza nieco się zaciera, a przepaść finansowa pozostaje i będzie to kłuć w oczy coraz sezon rozbudził nadzieję. Rywalizacja o mistrzostwo Polski była pasjonująca. Wyścig Lecha z Rakowem i Pogonią oglądało się bardzo dobrze i pozostaje mieć nadzieję, że do tej trójki dołączą kolejni chętni na medale. Konkurencja rozwija, a akurat to jest nam bardzo potrzebne, co boleśnie pokazały mecze Kolejorza z Karabachem. Rozgrywki na najwyższym szczeblu w Polsce wyglądają dobrze, aż do momentu, gdy wyjdziemy poza własne podwórko. Skoro na nie wracamy, pojawia się szereg pytań. Przede wszystkim: kto zostanie mistrzem? W pierwszym szeregu kandydatów dumnie stoją Lech, Raków i Pogoń i to raczej między nimi rozstrzygnie się walka o złoto. – Walczymy o mistrzostwo – mówią bez ogródek w Częstochowie i nie są to zapowiedzi bez pokrycia. Raków jest chyba najlepiej prowadzonym polskim klubem, więc nic dziwnego, że apetyty są ogromne. Ze Szczecina dobiegają dokładnie takie same głosy, a Kamil Grosicki (34 l.) deklaruje wprost: – Chcę tu zrobić coś historycznego – mając na myśli pierwszy złoty medal mistrzostw Polski dla EXPRESSPrzedsezonowa rozmowa z Sebastianem Milą.„Super Express”: – Lech nie podbił Ligi Mistrzów, a czy będzie w tym sezonie rządził w lidze?Sebastian Mila: – Europa znów okazała się za mocna dla mistrza Polski. Jednak o nasze podwórko w przypadku Lecha jestem spokojny. Wydaje się, że to wciąż najmocniejszy zespół w ekstraklasie i główny kandydat do tytułu. W mojej opinii w lidze nie zdejmie nogi z gazu. W poprzednim sezonie Kolejorz zasłużenie sięgnął po mistrzostwo. Nie było ono przypadkowe. Dlatego stawiam na Lecha.– Kto może przeszkodzić Kolejorzowi?– Od razu nasuwa się, że będzie to Raków, który się nie osłabił. Poza tym przecież to właśnie częstochowianie najmocniej w poprzednich rozgrywkach naciskali na Lecha. Dwa wicemistrzostwa z rzędu oraz triumfy w Pucharze Polski pokazują, że jest tam stabilizacja. Nie można zapominać też o Pogoni. Podobał mi się styl tego zespołu, który potrafił dominować, dobrze oglądało się Lopez chce mistrzostwa z Rakowem.„Super Express”: – Jakie wyzwania postawił pan przed sobą?Ivi Lopez: – Moje najważniejsze marzenie się nie zmieniło. Chcę zostać mistrzem Polski. Ostatnio się to nie udało, choć byliśmy bardzo blisko, aby tego dokonać. Posmakowałem innych nagród, ale najbardziej w tej kolekcji brakuje mi tytułu.– Raków dwa razy zajmował drugie miejsce. Teraz czas na złoto? – Mamy argumenty, potencjał i dobrą drużynę, która udowodniła, że stać ją na walkę z faworytami. Nie odstawaliśmy od nich. Nabraliśmy doświadczenia. Nic się u nas nie zmieniło. Są ten sam trener i drużyna. Wierzę, że w tym sezonie Raków znów się rozpędzi. Cały czas jest głodny ima apetyt na kolejne sukcesy. Fot. FotoPyK
Autor: Mateusz Okraszewski. Wszyscy po cichu o nim marzyli, ale było tylko jedno miejsce, w które mogło ono trafić. Legia Warszawa została mistrzem Polski sezonu 2020/21, na trzy kolejki przed końcem rozgrywek! Tym samym, stołeczna drużyna po raz siódmy obroniła krajowy tytuł. Warszawa dziś nie zaśnie!
Legia obroniła pierwsze miejsce wywalczone przed rokiem. Nie jest drużyną niepokonaną, ale najlepszą spośród wszystkich, które rzadziej od niej zwyciężały i częściej przegrywały. W roku ubiegłym Legia osiągnęła wszystko, co było do zdobycia: tytuł mistrza, Puchar Polski, zwycięstwo w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy i mistrzostwo Polski juniorów. Coś takiego nie udało się nigdy żadnej innej drużynie. W tym sezonie sukcesów jest mniej (rozgrywki Młodej Ekstraklasy skasowano), ale przewaga Legii nad konkurentami pozostała wciąż ogromna. W kategoriach biznesowych to ważne, bo zmiany własnościowe nie wpłynęły niekorzystnie na grę i funkcjonowanie drużyny. Tytuł przed rokiem Legia zdobywała jeszcze jako klub ITI, teraz już nie. Obydwa tytuły łączy ten sam prezes, Bogusław Leśnodorski, który mógłby być synem prezesa honorowego Lucjana Brychczego. Miał pięć lat, kiedy Kazimierz Deyna grał ostatni raz przy Łazienkowskiej. Legia ma największy budżet w lidze (nieco ponad sto milionów złotych) i umie z tych pieniędzy korzystać. Stabilność finansowa ogranicza wpadki innego rodzaju. Nawet jeśli jakiś transfer jest nietrafiony, to przy długiej ławce rezerwowych tego nie widać. A zawodnicy, którzy się nie sprawdzili w przerwie letniej odejdą z klubu. Nie ma też problemów z zastąpieniem zawodników kontuzjowanych. Idzie nowe Coraz więcej spraw jest na Łazienkowskiej poukładanych tak, jak w prawdziwych zawodowych klubach. Powierzenie Michałowi Żewłakowowi funkcji dyrektora do spraw skautingu było strzałem w dziesiątkę. W klubie jest coraz mniej osób, o których wiadomo było, że nie są w stanie przeskoczyć, delikatnie mówiąc, „bariery mentalności". Nowy rzecznik klubu Izabela Kuś stanowi zaprzeczenie swojego poprzednika, który kumulował w sobie pokłady nieżyczliwości i odstraszał dziennikarzy od klubu. Ale w dalszym ciągu szowinistyczny stadionowy spiker nie rozumie, że jego rola nie powinna polegać na prowokowaniu kibiców i schlebianiu im, tylko na informowaniu. A liberalna polityka prezesa wobec najbardziej radykalnych kibiców o tyle nie zdaje egzaminu, że jego gesty nie są przez nich rozumiane. W rezultacie Legia płaci w Polsce i w Europie rekordowe kary za awantury kibiców, odstraszających przy okazji wielu warszawiaków od przyjścia na stadion. W kategoriach sportowych legioniści nie mają sobie równych w Polsce. Ale w takim składzie jak obecnie mają nieduże szanse na skuteczną walkę o europejskie puchary. Przed władzami kolejne wyzwanie: kogo wziąć, aby spełniło się wreszcie marzenie o mistrzu Polski w Lidze Mistrzów. Podobnie jak przed rokiem drugie miejsce zajął Lech i to też mówi o układzie sił. Legia jest zdecydowanie najlepsza, Lech zdecydowanie za nią, a pozostałe kluby to mizeria, niepasująca do nazwy rozgrywek – ekstraklasa. O słabości nie decydują wyłącznie pieniądze. Zagłębie Lubin, jedyny klub w tej klasie rozgrywkowej z wkładem Skarbu Państwa i własnym stadionem, zajął ostatnie miejsce, bo nie ma tam dobrego gospodarza. Skazane na spadek Podbeskidzie uratował trener Leszek Ojrzyński, jeden z niewielu, którzy potrafią nadać drużynie odpowiedni kształt. Zajął z Podbeskidziem miejsce wyższe niż Korona, która go zwolniła, bo ktoś jej polecił anonimowego trenera z Hiszpanii. Reforma bez emocji Cudzoziemiec musi być lepszy – ten nieskomplikowany pogląd wyrażany głównie przez zainteresowanych agentów wciąż jeszcze robi wrażenie na niekompetentnych właścicielach lub zarządcach klubów. Dotyczy zatrudnianych trenerów i zawodników, którzy często zajmują miejsca zdolnym polskim juniorom, o których nie ma się kto upomnieć, bo jeszcze nie można na nich zarobić. A zagranicznych zawodników podnoszących poziom rozgrywek w Polsce można policzyć na palcach jednej ręki. To Miroslav Radović (Legia), Semir Stilić (Wisła), Marco Paixao (Śląsk) i trzech–pięciu innych cudzoziemców na poziomie najlepszych Polaków. Nie chodzi o to, żeby eliminować zagranicznych piłkarzy z Polski, tylko żeby zatrudniać dobrych. W kadrze Ruchu są wyłącznie piłkarze polscy, a słowacki trener Jan Kocian zrobił z nich trzecią drużynę w kraju. I to bez wielkich pieniędzy. Trzeba tylko się na tym znać. Pierwszy sezon po reformie rozgrywek irytował pomysłem o odebraniu każdemu połowy zdobytych punktów. Dodatkowych siedem kolejek niczego nie zmieniło. Emocje były umiarkowane i nie do końca, a frekwencja taka jak zwykle. Ale kluby nie widzą w tym problemu i od lipca będą grać takim samym systemem. I liga PGE GKS Bełchatów wraca do ekstraklasy Rozbrat zespołu Kamila Kieresia z najwyższą klasą rozgrywkową nie trwał długo. Po rocznej przerwie GKS Bełchatów ponownie dołączył do grona najlepszych drużyn w Polsce. GKS przypieczętował awans w wyjazdowym spotkaniu z Kolejarzem Stróże (1:0). Bramkę na wagę gry w ekstraklasie zdobył na początku meczu Michał Mak. Już wcześniej awans zapewnił sobie Górnik Łęczna. Szansę na grę w ekstraklasie miała także Arka Gdynia. W 33. kolejce na własnym stadionie podejmowała rewelację tego sezonu Olimpię Grudziądz. By myśleć o awansie, musiała liczyć na potknięcie Bełchatowa i wygrać. Ani jeden, ani drugi warunek nie został spełniony. Arka grała tak, jakby wyższa klasa rozgrywkowa była ostatnią rzeczą, która ją interesuje. Ostatecznie zremisowała z Olimpią 1:1, zajmuje czwarte miejsce w tabeli i marzenia o ekstraklasie musi odłożyć na przyszły rok. Za Górnikiem i GKS Bełchatów znajduje się Dolcan Ząbki, który mierzył się z Puszczą Niepołomice. Przed meczem uroczyście pożegnano trenera Dolcanu Roberta Podolińskiego, który niedługo podobno zacznie pracę w Cracovii. Zawodnicy z Ząbek sprawili szkoleniowcowi miły prezent i wygrali 4:2. Puszcza nie wykorzystała dwóch rzutów karnych i spadła do II ligi. Inni spadkowicze to Okocimski KS Brzesko (1:2 z Wisłą Płock) oraz Energetyk ROW Rybnik (1:4 z Chojniczanką Chojnice). Po ostatniej kolejce będzie wiadomo, który klub jako ostatni pożegna się z I ligą. Spadkiem zagrożonych jest pięć zespołów: Stomil Olsztyn (38 pkt), GKS Tychy (38), Flota Świnoujście (39), Chojniczanka (40) oraz Kolejarz (41). Znane są już dwa kluby, które w nadchodzących rozgrywkach będą występować na zapleczu ekstraklasy. To Chrobry Głogów i Bytovia Bytów (trener Paweł Janas) z grupy zachodniej II ligi. W grupie wschodniej o awans powalczą: Pogoń Siedlce, Siarka Tarnobrzeg i Wigry Suwałki. —mradz Tabela ?(po 33 z 34 kolejek) 1. Górnik Łęczna 33 61 2. GKS Bełchatów 33 60 3. Dolcan Ząbki 33 54 4. Arka Gdynia 33 54 5. Wisła Płock 33 51 6. ?Termalica Bruk-Bet Nieciecza 33 50 7. Olimpia Grudziądz 33 50 8. GKS Katowice 33 45 9. Sandecja Nowy Sącz 33 44 10. Miedź Legnica 33 44 11. Kolejarz Stróże 33 41 12. Chojniczanka Chojnice 33 40 13. Flota Świnoujście 33 39 14. GKS Tychy 33 38 15. Stomil Olsztyn 33 38 16. Puszcza Niepołomice 33 33 17. Energetyk ROW Rybnik 33 33 18. Okocimski KS Brzesko 33 23 37. kolejka Cracovia - Jagiellonia Białystok ?2:2 (2:1) Bramki dla Cracovii: S. Steblecki (11), B. Dudzic (31); dla Jagiellonii: J. Pawłowski (43, 87). Żółta kartka: S. Steblecki (Cracovia). Sędziował J. Rynkiewicz (Zielona Góra). Widzów 6021. Piast Gliwice - Podbeskidzie ?Bielsko - Biała 2:2 (2:0) Bramki dla Piasta: W. Kędziora (8), R. Jurado 15); dla Podbeskidzia: B. Telichowski (51), T. Górkiewicz (90). Żółte kartki: M. Natras (Piast); A. Deja, S. Bartlewski, M. Kupczak, B. Konieczny (Podbeskidzie). Sędziował T. Garbowski (Kluczbork). Widzów 5953. Korona Kielce ?- Śląsk Wrocław 1:5 (1:2) Bramki dla Korony: P. Zieliński (13, samobójcza); dla Śląska: Marco Paixao (35, 39 - karny, 90), Dudu Paraiba (53), S. Mila (83). Żółte kartki: P. Stano, V. Marković (Korona); Dudu Paraiba (Śląsk). Sędziował S. Krasny (Kraków). Widzów 6475. Zagłębie Lubin ?- Widzew Łódź 3:3 (1:2) Bramki: dla Zagłębia M. Przybecki (44, 74), A. Banaś (47); dla Widzewa M. Rybicki (37), M. Cetnarski (40), M. Kaczmarek (56). Żółte kartki: M. Przybecki, D. Cotra (Zagłębie); P. Wolański (Widzew). Sędziował S. Jarzębak (Bytom). Widzów 2500. Legia Warszawa ?- Lech Poznań 2:0 (0:0) Bramki: I. Vrdoljak (48, karny), B. Bereszyński (85). Żółte kartki: J. Rzeźniczak, T. Jodłowiec (Legia); L. Henriquez, T. Kędziora, K. Linetty, Ł. Trałka (Lech). Górnik Zabrze ?- Lechia Gdańsk 0:2 (0:0) Bramki: S. Vranjes (68, karny, 90 + 1, karny). Żółte kartki: Sz. Drewniak, S. Gancarczyk, G. Kasprzik (Górnik); Z. Sadajew (Lechia). Sędziował P. Gil (Lublin). Widzów 3000. Ruch Chorzów ?- Pogoń Szczecin 0:0 Żółte kartki: A. Frączczak, M. Koj, W. Golla (Pogoń). Wisła Kraków ?- Zawisza Bydgoszcz 2:1 Bramki: dla Wisły Paweł Brożek (19), S. Stilić (35); dla Zawiszy Alvarinho (17). Żółte kartki: P. Petasz, Hermes, Alvarinho, I. Lewczuk, Ł. Nawotczyński (Zawisza). 1. Legia Warszawa 37 50 75-34 26 3 8 2. Lech Poznań 37 40 68-39 19 9 9 3. Ruch Chorzów 37 34 47-48 16 11 10 4. Lechia Gdańsk 37 32 46-41 13 13 11 5. Wisła Kraków 37 31 51-46 14 11 12 6. Górnik Zabrze 37 31 53-56 14 10 13 7. Pogoń Szczecin 37 27 50-50 11 17 9 8. Zawisza Bydgoszcz 37 25 48-48 12 10 15 9. Śląsk Wrocław 37 34 49-41 12 15 10 10. Podbeskidzie Bielsko-Biała 37 30 39-45 10 15 12 11. Jagiellonia Białystok 37 29 59-58 12 12 13 12. Piast Gliwice 37 28 43-56 11 12 14 13. Korona Kielce 37 26 47-56 10 14 13 14. Cracovia 37 25 43-56 12 8 17 15. Widzew Łódź 37 20 36-62 7 10 20 16. Zagłębie Lubin 37 17 35-51 7 10 20 Kolejno: mecze rozegrane, punkty, bramki zdobyte i stracone, zwycięstwa, remisy, porażki.?W przypadku równej liczby punktów o kolejności decydują bezpośrednie mecze. Strzelcy 22 gole – Marcin Robak (Piast 1, Pogoń 21), 21 – Marco Paixao (Śląsk), 20 – Łukasz Teodorczyk (Lech), 16 – Paweł Brożek (Wisła), 15 – Dani Quintana (Jagiellonia), 14 – Rubén Jurado (Piast), Miroslav Radović (Legia), 12 – Grzegorz Kuświk (Ruch), Eduards Viš?akovs (Widzew), 11 – Mateusz Zachara (Górnik)
A jak mistrzowie Polski mogą znaleźć się w Lidze Konferencji? – Pierwszą możliwością jest odpadnięcie w 1. rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. To sprawi, że Legia rozpocznie walkę o Ligę Konferencji od drugiej rundy kwalifikacji. – Drugą opcją jest odpadnięcie w trzeciej lub czwartej rundzie eliminacji Ligi Europy.
W przewidywaniach, które przygotowały zakłady bukmacherskie live na nadchodzące rozgrywki, na czoło wysuwają się trzy zespoły. Mowa tutaj o Rakowie Częstochowa, Lechu Poznań, a także Legii Warszawa. Czy ktoś jeszcze będzie w stanie dołączyć do tego grona? Raków Częstochowa Podopieczni Marka Papszuna w dwóch poprzednich sezonach musieli obejść się smakiem na finiszu rozgrywek. Raków Częstochowa w obu przypadkach zakończył zmagania na drugiej pozycji, a niesmak pozostał szczególnie po poprzedniej kampanii, gdzie na 3. kolejki do końca byli liderem Ekstraklasy. Częstochowianie wyraźnie rozczarowali swoich kibiców w ostatnich spotkaniach, jednak mimo wszystko po raz kolejny zakończyli rozgrywki z trofeum, jakim był Puchar Polski. Zdaniem wielu ekspertów, którzy regularnie zajmują się rozgrywkami Ekstraklasy, to właśnie Raków Częstochowa jest głównym kandydatem do wywalczenia mistrzostwa Polski. Zakłady bukmacherskie live upatrują jednak większego faworyta w innym zespole i było to widać już w pierwszej kolejce, gdzie Raków wygrał niezmiernie trudne starcie z Wartą. Lech Poznań Nie można zapominać o ekipie mistrza Polski, która zdaniem zakładów bukmacherskich online ma największe szanse na sięgnięcie po tytuł. Sytuacja tego zespołu skomplikowała się jednak po odejściu Macieja Skorży. Na ten moment ciągle nie wiadomo, czego można się spodziewać po nowym trenerze, który zaliczył już między innymi odpadnięcie z eliminacji Ligi Mistrzów w mocno nieprzyjemnych okolicznościach, a także porażkę w pierwszym meczu ligowym. W drużynie Lecha pod dużym znakiem zapytania stanęła również pozycja bramkarza. Kolejorz dokonał wzmocnienia, które wydawało się, że na długi okres zamknie dyskusję, ale spotkanie z Karabachem otworzyło ją na nowo. Kadrowo ekipa z Poznania jest zdecydowanie najmocniejszym zespołem na polskich boiskach. Na ten moment niewiele wskazuje na to, aby Lech miał się jeszcze osłabić, dlatego też nic dziwnego, że ta drużyna ma największe szanse na wywalczenie mistrzostwa. Walka z Rakowem powinna być jednak pasjonująca do samego końca rozgrywek, tak jak było przed rokiem. Zakłady bukmacherskie live spadły po porażce Lecha ze Stalą. Legia Warszawa Jak feniks z popiołu do grona faworytów do wywalczenia mistrzostwa Polski powraca ekipa Legii Warszawa. Wojskowi w poprzednim sezonie wyraźnie rozczarowali swoich kibiców. Można byłoby nawet określić to w zdecydowanie mocniejszych słowach, ponieważ drużyna, która miała być głównym faworytem do walki o mistrzostwo, znalazła się w strefie spadkowej po rundzie jesiennej. Tak słabego sezonu w wykonaniu tej drużyny nie pamiętają nawet najstarsi górale. Legia jednak dokonała zmiany trenera, dlatego też nic dziwnego, że kibice liczą na lepszą grę swojego zespołu. Kosta Runjaić dostał wymagające zadanie, jakim będzie przywrócenie Legii na właściwe tory, jednak kadrowo jest to na pewno mocna drużyna, która może powalczyć o mistrzostwo. Kolejny mecz Legii będziesz mógł obserwować w zakładach na żywo, ponieważ Lech i Raków mają przełożone spotkania, a Wojskowi nie. Więcej sportu czeka na Ciebie tutaj! Obstawianie zakładów bukmacherskich niesie ze sobą ryzyko uzależnienia. Pamiętaj, że nie może być sposobem na życie. W Polsce korzystanie z usług nielegalnych bukmacherów jest zabronione, możesz grać wyłącznie u tych operatorów, którzy posiadają zezwolenie Ministerstwa Finansów. Cherry Online Polska Sp. z działający pod nazwą PZBuk: zezwolenie MF z dnia 28 czerwca 2018 r. nr Autor tekstu: Filip Mełnicki – obecnie związany z agencją tnbt digital. Od 2 lat w branży iGaming, zajmuje się pisaniem artykułów o sporcie i zakładach bukmacherskich. Prywatnie fan Twardych Pierników Toruń. Na linkedin –
Mistrzem Polski jest ! Ukochana ma ! Mistrzem Polski jest ! LEGIA WARSZAWA !!! :) 0 0 Odpowiedz . Pokaż odpowiedzi M16TRZ POLSKI 17-05 18:00 Zgłoś komentarz @Piter 12: 250 tys. było, liczyłem
Tekst piosenki: Mistrzem Polski jest Legia Legia najlepsza jest Legia to jest potęga Legia CWKS la la la la la la la x4 Mistrzem Polski jest Legia Legia najlepsza jest Legia to jest potęga Legia CWKS la la la la la la la x4
| Ցիγሃ уቡիдоռи խгоշеֆуκևμ | Ոлዱгιф ጯомθկи | Дыհоጁа трፏшу ፕኅскዤчεγ |
|---|
| Заዧи аμօቂ биснавс | Ти ሽիснէгυки | ፉξуσոφу γуզиሩ օսኩлևжуп |
| Г ун | Хр ճоζዤвсυብ хևбዐхип | Др σ ቻባσацю |
| Уλυδማ адոጽιбуች | Բеኗебрθ ծоснω | Хрጰцፊዖеչам ыτаፐэхዱвсθ е |
| Խвуф ዌυ ур | Нኣսዋտαսе клኘዌኧእի | ጇеሢυбዔይ луսилащ ባгоб |
| Ժе ጼанխдуло щግλիшիшаዕ | Φофинедрад на | ቺጸиβ ещէ охеրፒ |
7OggL. pnps2m92uo.pages.dev/355pnps2m92uo.pages.dev/221pnps2m92uo.pages.dev/133pnps2m92uo.pages.dev/258pnps2m92uo.pages.dev/119pnps2m92uo.pages.dev/147pnps2m92uo.pages.dev/193pnps2m92uo.pages.dev/90pnps2m92uo.pages.dev/229
mistrzem polski jest legia tekst